Dokładnie 125 lat temu, 20 sierpnia urodził się jeden z najsłynniejszych autorów literatury grozy. Howard Phillips Lovecraft, twórca mitologii Cthulhu, która bardzo silnie wpłynęła na kulturę masową. Inspiracje jego dziełami znajdziemy zarówno w literaturze, muzyce, filmie, grach komputerowych a także… planszowych. W tym ostatnim przypadku mowa m.in. o recenzowanym dziś tytule Kingsport Festival.
Wideo: Kingsport Festival
Inspiracje
W 2007 roku, dwóch włoskich autorów, Andrea Chiarvesio i Luca Iennaco wydało Kingsburg, grę łączącą mechanikę kościaną z worker placement. Choć kostki dla wielu są elementem psującym rozgrywkę, wprowadzającym niepotrzebny chaos, tutaj wykorzystano je w bardzo przemyślany sposób, dzięki czemu Kingsburg okazał się bardzo ciekawą grą familijną i cały czas chętnie sięgam po pudło z tym tytułem. Nie przez przypadek na początku wspominam o tym tytule, gdyż siedem lat po jego premierze, w 2014 roku ukazał się Kingsport Festival, w którym Andrea Chiarvesio, tym razem przy współudziale z Gianluca Santopietro, sięgnęli po mechanikę Kingsburga oraz mitologię Cthulu. Zapowiadał się murowany hit…..
Kingsport Festival to nie jest typowa re-implementacja Kingsburga. Oprócz osadzenia gry w świecie znanym z dzieł Lovecrafta, wprowadzono kilka zmian mechanicznych, które miały rozszerzyć i dopracować rozgrywkę znaną z pierwowzoru. Choć mówią, że lepsze jest wrogiem dobrego, to wrogość, mrok i zło jest czymś, czego w tej grze szukałem. Dlatego z dużym zaciekawieniem sięgałem po iPada, na ekranie którego widniała ikona z kultystą, przenosząca gracza do tytułowego miasteczka Kingsport….
Stanąć po stronie mroku….
W Kingsport Festival wcielamy się w rywalizujących między sobą kultystów, którzy mają za zadanie przyzwać niewypowiedziane koszmary. Uczestnicząc w trwającym 12 rund bluźnierczym obrzędzie podążamy pełną tajemnic i mroku drogą, podczas której, nieraz ocierając się o cienką granicę obłędu, wypraszać będziemy Wielkich Przedwiecznych o dary. Zło, śmierć i zniszczenie pozwolą nam na zdobywanie kolejnych budynków w Kingsport. Przeszkodą do celu będą zarówno inni kultyści, nieprzewidywalny los jak i niefrasobliwy badacze, którzy zakłócają porządek pradawnych rytuałów. Tylko jeden kultysta, może być zwycięzcą, a miarą tego jest… liczba zdobytych punktów zwycięstwa!
Macką klimatu
Powyższy akapit bardzo wiele mówi o samej aplikacji i grze. Z jednej strony klimat przedwiecznych aż wylewa się na graczy. Mroczne dźwięki wydobywające się z głośników, niesamowicie klimatyczne grafiki przedwiecznych, dodatki w postaci opisów bóstw, i występujących w grze badaczy. Z drugiej mechanika, która podobnie jak miało to miejsce w Kingsburgu, jest całkowicie oderwana od klimatu. Osoby szukające nastroju znanego z prozy Lovecrafta bardzo szybko przekonają się, że tutaj jest go niewiele. Pod tym względem, już pierwsza rozgrywka może być niczym uderzenie macką Cthulu…. Będzie bolało.
W mroku aplikacji….
Ale brak klimatu to nie jedyny powód, który może przyprawić graczy o ból głowy. Równie bolesny może być proces przyswajania zasad gry. I znów czas na porównanie z Kingsburgiem od którego ciężko jest mi w tej recenzji uciec.
Kingsburg charakteryzował się bardzo intuicyjnymi zasadami. Tutaj powinno być podobnie, jednak ze względu na osadzenie planszówki w mitologii Cthulhu, występujące zasoby (drewno kamień i złoto) zostały zastąpione domenami: żetonami zła, śmierci i zniszczenia. Są także inne zasoby: magia i poczytalność. Punkty zwycięstwa zastąpiono punktami kultu… Pierwsze kroki w miasteczku Kingsport dla wielu mogą okazać się wędrówką w mroku. Tym bardziej, że nie ma tutaj interaktywnego tutorialu, który pomógłby młodemu kultyście poznać tajemnice pradawnego obrzędu.
Sama mechanika nie należy do trudnych i wykorzystuje ciekawe rozwiązania znane z Kingburga. W każdej rundzie gracze rzucają trzema kostkami. Na podstawie wyniku rzutu kostkami ustalają kolejność podczas rundy. Następnie wzywają przedwiecznych. Aby tego dokonać wykorzystują przynajmniej jedną z posiadanych kostek przydzielając je do dostępnych Przedwiecznych. Suma oczek musi równać się numerowi przyporządkowanemu do Wielkiego Przedwiecznego. Następnie wezwani Przedwieczni obdarowują swoich kultystów darami (żetonami zła, śmierci, zniszczenia, punktami kultu, magii, czarami itp.) co czasem prowadzi do utraty punktów poczytalności. W kolejnej fazie posiadane „surowce” możemy wykorzystać do zdobycia budynków z których czerpać będziemy profity. W czasie wybranych rund następują wydarzenia modyfikujące rozgrywkę i ataki badaczy. Wreszcie następuje koniec rundy i wszystko rozpoczyna i tak do końca 12 rundy.
Mimo, że znam Kingsburg zrozumienie zależności występujących w Kignsport Festival i interfejsu aplikacji zajęło mi 3-4 rozgrywki. A wbrew temu co widać na pierwszy rzut oka, są one naprawdę proste. Mam wrażenie, że twórcą cyfrowej odsłony zabrakło wyobraźni (o zgrozo!), bo jaki problem stanowi umożliwienie wyświetlania kosztu budynku bez konieczności klikania na niego, albo przynajmniej możliwość przewijania dostępnych budynków bez konieczności klikania na każdy z osobna? Mało intuicyjne okazuje się także wykorzystywanie czarów i zdolności budynków gdy walczymy z badaczami. W pierwszej rozgrywce całkowicie je pominąłem i dopiero ponowna (dokładna) lektura instrukcji sprawiły, że zacząłem szukać tych możliwości. Zdecydowanie zabrakło interaktywnego tutorialu, który mógłby ułatwić zadanie graczom nie znającym zasad planszówki.
Gwóźdź do trumny
To nie koniec mrocznych opowieści o cyfrowej odsłonie Kingsport Festival. Trzeba jeszcze wspomnieć o dwóch rzeczach.
Po pierwsze, co dla wielu będzie przysłowiowym gwoździem do trumny dla aplikacji, jest brak możliwości rozgrywki w trybie online (ani nawet trybu multiplayer na jednym tablecie). Istnieje tylko możliwość rozgrywki z wirtualnym przeciwnikiem na jednym poziomie trudności. Początkowo dostępny jest jedynie wariant dla 3 osób i dopiero osiągnięcie zwycięstwa odblokowuje rozgrywkę dla 4, a po spełnieniu analogicznego warunku dla 5 graczy. Wariant 3 osobowy, choć grywalny to jest najmniej ekscytujący ze względu na mniejsze prawdopodobieństwo blokowania pól przez przeciwników. Doświadczonych graczy może zniechęcić do dalszych rozgrywek.
Druga kwestia dotyczy kart festiwalu, występujących w planszowej wersji, które pozwalają na modyfikacje rozgrywki. Tutaj ich nie uświadczymy. Początkowo łudziłem się, że to kolejny etap „grywalizacji” i pokonanie komputera we wszystkich wariantach osobowych zaowocuje odblokowaniem kolejnego trybu, jednak niestety…. Widać twórcom zabrakło punktów poczytalności i postanowili pominąć ten aspekt mechaniki.
Strzeż się….
Max Brooks w Word War Z pisał: „Strach jest najwartościowszym towarem we wszechświecie.”. I jest w tym sporo prawdy, co widać w popularności najróżniejszych wytworów kultury czerpiących z mitologii Cthulhu. Recenzowany tytuł pokazuje, że trzeba czegoś więcej niż wykorzystanie sprawdzonej mechaniki i chwytliwego tematu. Kingsport Festiwal to aplikacja, którą nie wiem komu mógłbym polecić: dla doświadczonych planszoManiaKów może okazać się zbyt losowa, dla nowicjuszy zbyt mało intuicyjna. Maniacy aplikacji mobilnych narzekać będą na brak możliwości gry online. Wreszcie miłośnicy planszowej wersji będą zawiedzeni brakiem dodatkowych scenariuszy.
Dlatego jeżeli w ramach świętowania urodzin H.P. Lovecrafta rozważacie sięgnąć po cyfrową wersję Kingsport Festival…. Lepiej wydajcie te pieniądze na inną grę lub którąś z książek mistrza grozy.
Grę znajdziecie w serwisach Google Play i App Store.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Dzięki za recenzję, będę się trzymał z dala od tej gry.
W planszówkę można spróbować zagrać. Ale aplikację niestety warto omijać.