Lubicie kryminały? Powieści detektywistyczne, w których ciągle pada deszcz, a do biura detektywa wchodzi tajemnicza kobieta w czerwonej sukience? Jeśli tak, zainteresuje Was Noir Syndrome – gra, w której spróbujemy odkryć kto jest mordercą.
Noir Syndrome przetestowałem na tablecie Kiano Elegance 9.7 3G z ekranem o rozdzielczości 1024 x 768 px, 1 GB RAM i 4-rdzeniowym Rockchipem RK3188 o częstotliwości taktowania osiągającej 1,6 GHz. Test urządzenia możecie przeczytać na tabletManiaKu.
Skrótem, czyli wideorecenzja Noir Syndrome
Padał deszcz…
Może nie do końca tak zaczyna się ta gra, ale właśnie z tym przeważnie kojarzą się powieści i filmy charakteryzowane jako „noir”. Chodzi tutaj o nieco tajemniczy klimat, osadzenie akcji głównie w latach 30. lub 40. XX-wieku i przede wszystkim kryminalną tematykę. Z takich wytycznych zrodził się też zapewne Noir Syndrome.
W grze wcielimy się w bliżej nieznanego detektywa, wybierając przy tym jego płeć. W mieście grasuje seryjny morderca – nie tracąc czasu trzeba go zaaresztować. Zanim do tego dojdzie musimy jednak ustalić kto nim jest.
Mimo, że jest tutaj pewien samouczek, to z początku trzeba samemu odnaleźć się w grze i dopiero zacząć rozwiązywać zagadkę. Problemy te wynikają najpewniej z liczby miejsc do jakich możemy się udać, ale wystarczy przypomnieć sobie słowa z treningu i porównać z mapą by doznać olśnienia. Wystarczy wypatrywać odpowiednich kółeczek.
Zazwyczaj, gdy opuścimy jedno miejsce i przejdziemy do mapy, naszym oczom ukaże się informacja o kolejnej ofierze zabójcy. Na mapie zauważymy wtedy miejsce zbrodni, ale często też inne warte uwagi miejsce – na przykład takie, w którym aktualnie przebiega publiczne zgromadzenie.
W każdym miejscu posiadamy sporo możliwości interakcji i nawet jeśli niczego nie znajdziemy, to prawie każda nasza akcja wywołuje jakąś reakcję – choćby tekst detektywa. W lokacjach znajdziemy zarówno dowody rzeczowe zbliżające nas do mordercy, jak i będziemy mogli przesłuchać mieszkańców – w ten sposób zyskamy już konkretne nazwiska, wśród których może znajdować się to należące do mordercy.
Jak na dobrego detektywa przystało, z pomocą przychodzi notatnik. Sprawdzimy w nim aktualną listę wskazówek i nazwisk, a także domysły odnośnie mordercy względem dowodów rzeczowych. Przykładowo – znaleźliśmy pistolet, który wskazuje, że mordercą może być policjant albo gangster. Kolejny dowód wskazuje na profesję związaną ze służbami porządkowymi – numerem jeden na liście podejrzanych staje się więc policjant.
Z poziomu notesu przejdziemy też do listy oskarżonych – tam możemy sprawdzić kim są z zawodu i do której grupy należą – policji, gangsterów lub cywili. Łączymy fakty i kiedy stwierdzimy, że odkryliśmy mroczny sekret zabójcy – oskarżamy go i ruszamy by go zaaresztować.
Na miejscu sprawy mogą potoczyć się różnie, ale w końcu jesteśmy uzbrojeni. Musimy być tylko szybsi od tych, którzy chcą nas zabić, ale uwaga na osoby postronne – ostatnie czego chce detektyw to śmierć niewinnych osób. Jeśli jednak chcecie zrobić sobie z tej gry małe GTA – droga wolna.
Jak to w grach indie bywa, mamy tutaj też do czynienia z małym udziwnieniem w postaci głodu detektywa. Wiadomo, że policjanci obżerają się pączkami, ale robią to tylko dla dobra sprawy – głodni mogą nie myśleć trzeźwo. Tak samo jest i z naszym detektywem – jeśli stan jego głodu osiągnie pewien poziom – musimy udać się do baru lub innego miejsca, w którym wrzucimy coś na ruszt.
Na każde śledztwo przypada określona ilość dni – z reguły w budynku spędzamy cały dzień, a wyjście z niego zmieni kartkę w kalendarzu. Na koniec warto wspomnieć o ważnym aspekcie tej gry, który wydłuża jej żywot na naszym urządzeniu. Każda sprawa generowana jest proceduralnie – innymi słowy, za każdym razem kiedy klikniecie „New Game”, czeka Was nowe śledztwo z nowymi dowodami, nowym mordercą i nowymi oskarżonymi.
Z czasem zaczniecie jednak widzieć pewne schematy i będziecie rozwiązywać sprawy znacznie szybciej. W tym momencie warto spróbować trybu Hard czy nawet Impossible, w których bohater dużo szybciej głodnieje, a wskazówki są mniej jednoznaczne.
Za poprawne wskazanie złoczyńcy zostaniemy nagrodzeni punktami, ale są tutaj też odznaki pełniące rolę popularnych achievementów. Wśród nich czekają na nas takie zadania jak: zamknij 50 spraw, uniknij pomieszczeń ze szczurami podczas jednej gry, odszukaj magika w ciemności, czy zabij 250 osób, przy czym morderstwa poszukiwanego są również liczone na nasze konto.
Aha – można też podłączyć klawiaturę i na niej grać.
Grafika i dźwięk
Noir Syndrome nostalgicznie spogląda w stronę DOSowskich gier z przełomu lat 80. i 90. Choć wiele tytułów stylizuje się teraz na retro, to jednak zazwyczaj wiadomo, że to tylko nowoczesny pixel art lub po prostu taka stylizacja bardziej złożonych obrazów. Tutaj mamy jednak do czynienia z grą, która bardzo mocno przypomina dawne produkcje. Do tego stopnia, że jeśli ktoś próbowałby wmówić mi, że jest to remake starocia, byłbym skłonny w to uwierzyć.
Czasy jednak poszły do przodu i nie każdemu przypadnie to do gustu, jednak ja zawsze odczuwam pewną dozę sympatii do takich tytułów. Gra działa w zasadzie bardziej na wyobraźnię niż faktycznie prezentuje, a jeśli dodatkowo jest bogata w rozmaite treści tekstowe – potrafi na dłużej zapaść w pamięci.
Nie ma detektywistycznego noiru bez jazzu. Twórcy oczywiście o tym nie zapomnieli i przez cały czas towarzyszą nam wyjątkowo klimatyczne jazzowe tła. Czuć tutaj ducha hitowego L.A. Noire, ale jeśli czerpać skądś inspirację to od najlepszych, prawda? Nie zabrakło też 8-bitowych efektów, co koniec końców wypada bardzo dobrze.
Podsumowanie i ocena
Podsumowując moje zmagania z Noir Syndrome mam mieszane uczucia. Gra posiada fajny soundtrack, wygląda niczym żywcem wyjęta z dyskietki, a na dodatek pozwala wykazać się umiejętnościami Sherlocka – eliminujemy opcje, aż jesteśmy w stanie wskazać złoczyńcę. Największą zaletą, ale i ciekawostką jest generowanie śledztwa za każdym razem od początku, przez co żadne dwie gry nie będą wyglądały tak samo.
Graczem jestem jednak trudnym, bo ciężko przykuć moją uwagę na dłużej i tak też stało się z Syndrome. Mimo całej tej sympatii w końcu zacząłem widzieć wciąż podobny schemat, a oliwy do ognia dodał fakt, że często chodziłem po tych samych lokacjach. Stało się tak, kiedy tylko przestałem czytać teksty NPCów i bohatera, a w zamian mechanicznie naciskać przycisk akcji, by odnajdywać kolejne poszlaki.
Czy kupiłbym grę raz jeszcze? Na pewno. Jest idealna na długie i nudne wieczory, ale też choćby na dłuższą podróż do szkoły, na uczelnię czy do pracy. Zanim zacznie się nudzić minie na pewno kilka godzin, a do tego czasu wystarczy chłonąć klimat i poczuć się jak dawniej – najlepiej z monitorem CRT przed sobą i klawiaturą pod palcami.
Grę kupicie za 9,10 zł na Google Play, ale wręcz prosi się o publikację na AppStore – przypuszczam, że to tylko kwestia czasu.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Nie lubię takich 8 czy 16 bitowych gier :/… ale recenzja może być.