Trudno oprzeć się wrażeniu, że wszystko (chyba od zawsze) zmierza ku upraszczaniu rzeczywistości. Ale w końcu czym innym miałby być podyktowany postęp? Czasem jednak mam wątpliwości, czy jest to faktycznie postęp, szczególnie, kiedy zerkam w stronę mobilnego grania.
Co prawda powszechne próby zautomatyzowania każdej możliwej czynności nie zawsze kończą się natychmiastową poprawą komfortu ale trudno zaprzeczyć, że większość (początkowo niezbyt udanych) rewolucji, wraz z każdym kolejnym szlifem znajduje swoich amatorów, trafiając finalnie w gusta Kowalskiego. Ale każdy szlif uszczupla i właściwie końcowy efekt może być zupełnie inny od początkowych zamiarów. Taką też drogę przechodziły i nadal przechodzą gry a ja skupię się głównie na tych cyfrowych zwanych mobilnymi.
Ach, ci gracze…
Stereotypowy obraz gracza z początków ery „gamingu” jako takiego to, o nienagannej kondycji (palców) chłopak lub mężczyzna, na którego nosie spoczywają okulary imponującej grubości, który pochłonięty wykreowanym światem fantastyki zatapia się bez reszty w wirtualnym świecie spędzając całe popołudnia, poranki i wieczory przed działem wycelowanym w jego głowę (bo tym de facto są monitory CRT). Właściwie obraz ten nadal utrzymuje się w świadomości starszej części społeczeństwa, zatroskanego o bezpieczeństwo i kontakty społeczne swoich pociech.
Piję jednak do samego obrazu gracza tamtych lat i jego świadomości. Był to w pewnym sensie klient, który wiedział, czego oczekuje, jednocześnie mający bardzo specyficzne ów wymagania. Wyłaniając się raz znad książki fantasy, gdzie fabuła długa i szeroka niczym Amazonka nie zawodziła zwrotami akcji i nierzadko rozbudowaną charakterystyką postaci, nasz stereotypowy nerd wracając przed ekran oczekiwał równie intensywnych doświadczeń. Dlatego też, grubą część rynku tamtych lat zajmowały erpegi, które potrafiły wciągnąć na wiele godzin oferując niezwykle rozbudowany świat.
Prostota w cenie?
Jednak te czasy już minęły i nietrudno zauważyć, że rozpiętość rynku gamingowego obejmuje właściwie dowolną osobę na Ziemi, oferując szalenie szeroką paletę wyboru. Dlatego też, oprócz wąsko zakrojonych gatunków muszą pojawiać się produkcje, które próbują trafić w gusta wszystkich, bo dość jasne jest, że im bardziej rozbudowana jest produkcja, tym więcej osób może się do niej zniechęcić, może sobie z nią nie poradzić i tym więcej jest też elementów, które mogą się nie spodobać.
Podążając tym, niezbyt rozbudowanym z resztą tropem możemy odkryć, że zwykle, im prostsza i bardziej chwytliwa jest gra, tym do większej ilości osób trafi, przynosząc jednocześnie większe korzyści materialne. Sama jednak prostota tych gier nie wynika jedynie z faktu, że podejmuje się próbę zgarnięcia całego rynku, po prostu początkujący, zwykle nie wie, czego chce. Jest to przeciwieństwo nerda, którego przytoczyłem przed chwilą. Tej osobie należy najpierw przedstawić, że w ogóle istnieje ten piękny, beztroski świat cyfrowych gier i jak on wygląda, jak go ugryźć, czego należy się spodziewać i w jaki sposób się po nim poruszać.
Dlatego też, mistrzostwem jest według mnie połączenie dwóch światów – amatorów i doświadczonych graczy. Pierwsze na usta, jako przykład, nieodparcie ciśnie mi się Angry Birds. Należy ona do ścisłej czołówki najczęściej pobieranych aplikacji mobilnych. I jest ku temu co najmniej kilka powodów. Nie wiem, czy wszystko zostało krok po kroku zaprojektowane przez specjalistów, czy część z tego była kompletnym przypadkiem i niesamowitym szczęściem, ważne jest jednak, że finalnie produkcja podbiła serca setek milionów graczy. Tu postaram się kilka uniwersalnych powodów, ale w oparciu o Wściekłe Ptaki, wymienić.
Ogólna prostota rozgrywki
Każdego ptaszka wystrzeliwujemy tak samo, czynność jest powtarzalna, prosta do wykonania, jednocześnie nie jest nudna, gdyż mamy różnorodność naszej latającej amunicji oraz różne materiały (przeszkody) z którymi się zmagamy. Jednocześnie nie są to tak duże ilości, aby trudno było zapamiętać specyfikę każdego z nich a wszystko to wymaga właśnie jednego, tytułowego palca, aby dobrze się bawić.
Schludna, uniwersalna grafika
I znów prostota, także względna. Mimo, iż cała konwencja jest dość dziecinna, to nie jest na tyle banalna, czy cukierkowa aby zniechęcać dorosłych graczy. Wręcz przeciwnie! Wywołuje ona uśmiech na twarzy, bywa nawet nieco fikuśna. Ale wszystko z umiarem, przemyślane, dobrze dobrane, dopracowane i dobrze wyglądające. Po prostu trudno mieć zły humor, kiedy patrzy się na te śmieszne mordki, które wydają tak groteskowe dźwięki.
Dobra optymalizacja
Jest to jeden z wymogów, aby znacząco zwiększyć zasięg swojej produkcji i jest on po części komplementarny z poprzednim punktem. Dobra optymalizacja to płynne działanie aplikacji, oraz dobra konstrukcja całej rozgrywki. To znaczy bez błędów, które pozostawiałyby zbyt dużą losowość wykonanej przez nas czynności. Jeśli w coś celujemy, to chcemy, aby wynik był w miarę przewidywalny a reakcja zawsze taka sama, bo wtedy możemy szybciej udoskonalać nasze zdolności, bez nerwów, że uderzyliśmy w niewidzialny obiekt, albo ptak poleciał w zupełnie niespodziewany sposób.
Niski próg wejścia
To znaczy – nie należy zadawać zbyt wielu pytań, nie dawać zbyt wielu opcji, a najlepiej, gdy będzie duży, święcący przycisk „PLAY” i od razu będziemy mogli rozpocząć bój. Czyli po prostu usunięcie niepotrzebnych barier, do tego symbole i ikony zamiast napisów, bo są one uniwersalne, jednocześnie zaoszczędzając czas i pieniądze na tłumaczeniach. Do tego jeszcze oczywista forma i cel, to znaczy wiemy, po co gramy i w jaki sposób.
Wyzwanie dla zaawansowanych graczy
Nie trudno stworzyć grę, w którą po 5 minutach każdy „newbie” będzie mistrzem. Prawdziwym wyzwaniem jest stworzenie gry, która będzie odpowiednia zarówno dla początkujących, jak i wymagających graczy. Częstą praktyką i całkiem skuteczną jest wrzucenie do gry gwiazdek, punktów, progów, poziomów i podobnych, które dodatkowo wzmagają w nas chęć rywalizacji i doskonalenia swoich umiejętności. Dla początkującego gracza zaliczenie poziomu na jedną gwiazdkę to osiągnięcie roku, dla starego wyjadacza max to niemal obowiązek.
Rozrywka natychmiastowa
Klik, klik – jesteś w trakcie gry – klik, klik – jesteś już na pulpicie. To jest bardzo pożądana cecha gry, która ma trafić do każdego Kowalskiego. Kiedy jedziemy kilka przystanków tramwajem to nie będziemy czekać 10 minut na wczytanie się tekstur, map, muzyki i podobnych. Potrzebujemy, aby gra włączyła się już, teraz i najlepiej, żeby po wyjściu i ponownym uruchomieniu można było wystartować z tego samego miejsca.
Porównywanie się z innymi
Nic tak nie wzmaga chęci do gry jak rywalizacja, a najlepiej – ze znajomymi! Właśnie po to łączymy się z portalami społecznościowymi w grach. Ania wczoraj osiągnęła lepszy wynik niż ja – przecież nie mogę na to pozwolić! Koło samo się napędza. Jest to jedna ze składowych poprzednich punktów. Jest to szansa na pokazanie, że w czymś jesteśmy lepsi, że przodujemy. Głównie tyczy się to mężczyzn, gdyż ich naturalną rolą jest dominacja i pożądanie zwycięstwa, natomiast kobiety jak najbardziej, również to dotyka!
I wszystko staje się jasne…
Kilka punktów, mała analiza i wszystko staje się jasne. Liczy się względna prostota i dobra optymalizacja – poziomu trudności, grafiki, do tego szczypta rywalizacji i magiczny składnik X, który przyciągnie naszą uwagę na długie godziny, a najlepiej, jakby jeszcze przyciągał nasze portfele. Ale przecież nie pracujemy tylko po to, żeby żyć, ale też po to, żeby przyjemnie spędzać czas, wydawać pieniądze (nawet na gry 😉 ) i nie tylko dla wysokiej rozrywki, literatury naukowej i śpiewu operowego, bo w końcu jesteśmy ludźmi i proste przyjemności czasem są nam po prostu potrzebne.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Tylko dlaczego „rynek gamingowy”, czy nie można po ludzku, po polsku napisać „rynek gier”? A typową grą jednego palca jest dla mnie „earn to die”. 95% gry można przejść trzymając palec na przycisku przyspieszenia, nie trzeba nawet patrzeć na ekran. Te 5 procent to miejsca, gdzie faktycznie trzeba uwagi, użycia czegoś dodatkowego. W sumie to nie wiem czy to nie jest 2% a nie 5%.
Ciekawy artykuł.
Myśle jednak,że ”te czasy” jeszcze nie mineły . Prawdziwi gracze nadal istnieją a w angry birds i tego typu pierdoły grają wyłącznie dzieci i zupełnie przypadkowi gracze,którzy tak naprawde nie mogą się nazwać graczami.
Swoją drogą wzieło mnie na Final Fantasy przez ten artykuł :p
Fajnie, że Ci się podobało :). Prawdę mówiąc sam do końca nie zdecydowałem, czy ten nurt upraszczania gier jest dobry, czy zły i czy w ogóle możemy to tak klasyfikować :). Uważam, że zarówno na gry dla wyjadaczy jak i amatorów jest miejsce, a co więcej – jeśli gry dla początkujących będą ciekawe, to w końcu, niektórzy gracze się wciągną i przejdą w studium „nerda” napędzając cały rynek :).