Wielokrotnie mówi się, że w temacie gier mobilnych ciężko wymyślić coś nowego i uciec od stworzonych już przez deweloperów schematów. Tę teorię idealnie potwierdza Earn to Die – choć generalnie nie jest to tytuł tragiczny, to praktycznie wszystkie elementy zabawy gdzieś już widzieliśmy. A gdy dołożymy do tego kilka słabych pomysłów na wydłużenie rozgrywki przez twórców to cóż – jest po prostu różnie.
Skrótem, czyli wideorecenzja Earn to Die
Zombie wprasowane w ziemię
Earn to Die to produkcja, w której wcielamy się w kierowcę kilku pojazdów – od stareńkiego pick-upa, na potężnej ciężarówce skończywszy – i stajemy przed zadaniem przejechania kilkunastu etapów ulokowanych w różnorodnych lokacjach. Nie jest to zadanie proste, gdyż przejażdżkę utrudniają nam wszechobecne zombie, które wskakują nam pod maskę, torują drogę i uczepiają się różnych fragmentów karoserii, spowalniając jazdę. To jednak nie koniec przeszkód, bowiem poszczególne etapy usiane są różnego rodzaju konstrukcjami złożonymi chociażby z drewnianych skrzyń i desek, które musimy zniszczyć, by pojechać dalej.
Warto zwracać uwagę na takie kwestie, tym bardziej że patent na rozgrywkę wymyślony przez twórców jest dość… oryginalny. Naszym podstawowym zadaniem jest dojechanie do końca etapu, ale zanim tego dokonamy, z pewnością minie kilkanaście długich minut – wszystko przez to, iż w naszym pojeździe regularnie brakuje paliwa. Na możliwość dłuższej jazdy wpływają różnorodne ulepszenia, które zdobywamy za walutę otrzymywaną za długość jazdy oraz ilość rozkwaszonych zombie. Prowadzi to bardzo dziwnych sytuacji, w których to musimy usprawnić samochód na maksa, a czasami nawet zainwestować w nowy samochód, co rzecz jasna wcale nie jest małym wydatkiem.
Wszystko sprowadza się więc do tego, iż musimy przejeżdżać ten samochód kilku, albo nawet kilkunastokrotnie, by w wirtualnym portfelu pojawiła się odpowiednia suma pozwalająca nam ulepszyć posiadany pojazd. A zabawy z majstrowaniem przy samochodach z pewnością nam nie zabraknie – twórcy zdecydowali się bowiem dać nam możliwość podrasowania nie tylko silnika czy skrzyni biegów, ale i specjalnych zderzaków w formie piły mechanicznej czy tarczy tnącej, działka zamontowanego na dachu pojazdu czy też baku, sukcesywnie zwiększając jego pojemność. Każda poprawka rzecz jasna wpływa – choć w bardzo niewielkim stopniu – na to, jak długą drogę pokonamy podczas kolejnego przejazdu. Niestety, ale zabiegi te wyglądają na sztuczną próbę wydłużenia zabawy – ilość etapów nie jest zbyt duża, więc zastąpiono to koniecznością przejechania każdego odcinka nawet kilkanaście razy. Nie muszą chyba mówić, że to dość chytre i jednocześnie – niezbyt chwalebne zachowanie.
Aż za prosto…
Sama rozgrywka nie jest zbyt skomplikowana – wystarczy jedynie przejechać przed siebie i umiejętnie korzystać z dopalaczy, cały czas wciskają przycisk gazu. Praktycznie nie mają tutaj sensu jakiekolwiek manewry związane z ustawieniem samochodu, zrealizowane chociażby w stylu osławionego już Hill Climb Racing. Tego typu kombinacje przydają się tylko przy regulowaniu pozycji w trakcie lotu podczas upadku z dużej wysokości. Tak naprawdę, w trakcie jazdy wciskamy więc dwa przyciski pod rząd i ustawicznie brniemy przed siebie.
To po prostu bardzo prosta zręcznościówka, nie siląca się na żadne skomplikowane rozwiązania, ale przy tym dość monotonna i wtórna – brak tutaj jakiegokolwiek zróżnicowania w kwestii rozgrywki. Poszczególne etapy pod względem architektury wyglądają bardzo podobnie, a mimo odmiennych gabarytów, poszczególne pojazdy generalnie steruje się tak samo, a zmienna jest jedynie ich moc oraz prędkość. Mimo iż rozpiętość dostępnych pojazdów jest spora, to tak naprawdę trudno wyczuć tutaj jakąś wielką zmianę w kwestii stylu jazdy – wszystko wydaje się być tutaj kwestią wysoce umowną.
Technikalia
Graficznie tytuł nie należy do najbardziej efektownych – twórcy postawili na prostą, acz funkcjonalną oprawę wizualną wykonaną w estetycznym, kreskówkowym stylu. Nie brak tutaj krwistej posoki, choć zrealizowanej w komiksowym stylu. Zastosowany w grze silnik fizyczny również nie jest najwyższych lotów, ale trudno się było tego spodziewać – poszczególne elementy drewnianych czy ceglastych konstrukcji rozpadają się na drobne kawałki, choć czasami widok ten jest niezbyt realistyczny.
Podsumowanie i ocena
W rezultacie Earn to Die trudno nazwać odkrywczą produkcją – to do bólu prosta, choć dająca momentami satysfakcję z zabawy samochodówka, w której próżno szukać jakiejkolwiek oryginalności. To po prostu bardzo przeciętny tytuł, który jest w stanie zainteresować przede wszystkim niedzielnych graczy – reszta raczej nie będzie zainteresowana tym, co oferuje ta produkcja. Miejmy nadzieję, że kolejna tego typu samochodówka okaże się jednak nieco bardziej złożonym tytułem.
Earn to Die dostępne jest na wiodących platformach: Apple AppStore (ok. 4 złotych) i Google Play (ok. 4 złotych)
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.
Gra została ostatnio solidnie zaktualizowana o nową zawartość i poprawiona w kwestii technicznej, więc warto było się nią zająć. W kwestii grywalności finalnie jednak niewiele się zmieniło 😉
Tak, pierwszy raz widziałem ją ok… 3 lata temu? Refleksu gratuluję na moim ulubionym blogu (y) tracicie w moich oczach.
Ten test to serio?
Przecież ta gra ma już sto lat…