Może na samym początku o tym, co mnie martwi. I nie tylko mnie. Widzisz zrzut poniżej? To tylko wycinek licznych, płatnych kanałów na YouTube, które – oczywiście – w naszym kraju nie są dostępne, podobnie jak wypożyczalnia filmów i kilka innych opcji zarezerwowanych chwilowo dla państw bardziej rozwiniętych.
Nie zmienia to jednak prostego faktu – Google właśnie zrewolucjonizowało swój serwis. Będąc największym i najpopularniejszym hostem dla wideo w Internecie, firma z Mountain View podjęła doskonałą wręcz decyzję, która okaże się zapewne owocna zarówno dla samych twórców, jak i ich gospodarza. Oto nastąpiło rozwiązanie problemów z zarabianiem na filmach, przy jednoczesnym oddaniu władzy w ręce użytkowników. Kto chce – wykupi dostęp.
Zarobki będą tym samym uzależnione od jakości i popularności danego kanału. Subskrypcja może zostać zamówiona na miesiąc lub na rok, przy startowej stawce 99 centów.
Jak mówił na łamach Wall Street Journal jeden z włodarzy YouTube – Malik Ducard – twórcy kanałów zatrzymają ponad 50 procent przychodów. Do Google ma trafić reszta kwoty na zasadach podobnych do ustalanych obecnie w zwykłej polityce reklamowej.
Wdrożenie modelu subskrypcyjnego nie jest niespodzianką; już od dłuższego czasu słychać było rozmaite plotki wskazujące na ten fakt.
14-dniowy okres próbny
Nie wiesz, czy będziesz z danego abonamentu zadowolony? Masz dwa tygodnie na zbadanie sprawy. Oglądaj, komentuj – i zdecyduj. Jeśli zawartość przypadnie Ci do gustu, to w prosty sposób będziesz mógł rozpocząć uiszczanie płatności. Jeśli postanowisz, że programy nie są warte zachodu – wystarczy zrezygnować.
Będzie już tylko lepiej?
W to właśnie wierzę. Weźmy, przykładowo, taki Big Think. Twórcy kanału zbierają myślicieli z całego świata i nagrywają krótkie klipy opisujące najróżniejsze tematy. Poruszane są wątki historyczne, ekonomiczne, artystyczne, religijne. Dzięki wdrożeniu płatności, autorzy projektu będą w stanie generować taki materiał, jaki publiczność będzie chciała oglądać. Koniec z przypadkiem.
W programie pilotażowym bierze udział 30 twórców produkujących 50 kanałów, w tym m.in. National Geographic czy Ulica Sezamkowa. Ci najwięksi zamierzają sobie liczyć po ok. trzy dolary miesięcznie.
Użytkownicy na pewno będą musieli się przestawić, w pewnym sensie zmienić sposób postrzegania YouTube’a. Nie wszyscy z entuzjazmem odniosą się do tego pomysłu; jak podkreśla RJ Williams, autor Young Hollywood, spora część widzów to nastolatkowie – a ci rzadko kiedy mogą płacić na własną rękę.
Inny producent – Hank Green – twierdzi, że więcej zysku czerpie ze sprzedaży tematycznych koszulek, niż z dotychczasowych spotów reklamowych wyświetlanych przed właściwymi filmami.
Wideo online to przede wszystkim dzielenie się, wysyłanie sobie nawzajem linków. Dużo trudniej będzie to robić, gdy materiał trafi za taką „ścianę”
Podejrzewam jednak, że większość autorów uruchomi kanał subskrypcyjny jako dodatkowy, oferując na nim dzieła znacznie bardziej rozbudowane, dłuższe i przypominające klasyczne formaty telewizyjne.
Aha, jeszcze jedno. Obecnie wszyscy chętni do otwarcia kanałów abonenckich muszą złożyć do Google’a specjalne podanie.
Widzę tu mały problem dla Polski
Dopóki niemożliwe będzie uruchomienie subskrypcji w Polsce, dopóty będę miał pewne wątpliwości. To, co dziś jest bezpłatne, może wkrótce zniknąć za wymowną etykietką Unavailable; a to dla nas definitywne zamknięcie dostępu. Mam tylko nadzieję, że już niedługo przestanie to być przeszkodą.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.