Kiedyś twórcy gier organizowali beta-testy – zapraszali wybraną grupę graczy, pozwalali im ściągnąć wczesną wersję ich produkcji, Ci zaś ogrywali dostępny kawałek kodu i przekazywali autorom bezcenne wskazówki. Dziś, przynajmniej na rynku mobilnym, sytuacja jest zupełnie inna.
Dziś wśród projektantów i firm pracujących nad grami przeznaczonymi na smartfony i tablety najmodniejszym sposobem publicznego testowania gier jest tzw. soft-launch. Na czym on polega? Mechanizm jego działania jest bardzo prosty – twórcy wrzucają jeszcze nie całkiem ukończoną produkcję na App Store bądź Google Play, dodając adnotację o elementach rozgrywki, które nie działają prawidłowo i dorzucają do tego blokadę regionalną. Nie dotyczy ona jednak całego kontynentu czy też wybranych państw na świecie – dostęp do takiej gry mają zazwyczaj mieszkańcy… zaledwie jednego kraju.
Pal sześć, jeśli gra pojawia się w swoistym „wczesnym dostępie” kilka dni przed premierą – niektóre gry potrafią jednak przebywać w takim stanie nawet kilka miesięcy. Przykładów nie trzeba długo szukać – pierwszym z brzegu jest chociażby Need for Speed: No Limits, który dopiero co pojawił się oficjalnie na rynku, choć w soft-launchu znajdował się kilka ładnych miesięcy. Podczas gdy my musieliśmy się zadowolić szczątkowymi informacjami i króciutkimi zwiastunami, Kanadyjczycy w najlepsze pogrywali w nowego mobilnego NFS-a na swoich tabletach i smartfonach. Tak naprawdę twórcy upodobali sobie dwie nacje – oprócz wspomnianych już mieszkańców Kanady wcześniejszy dostęp do nowych gier najczęściej uzyskują… Nowozelandczycy. Chciałbym zrozumieć, dlaczego akurat te dwa kraje zostały wybrane do testów, ale jakiejkolwiek racjonalnej odpowiedzi niestety brak.
Zastanawiam się, dlaczego soft-launch w ostatnich latach stał się tak popularny. Pobranie próbnej wersji gry z App Store nie obliguje bowiem graczy do tego, by wysłać twórcom tej produkcji jakikolwiek komentarz zwrotny czy też screena z błędem, jaki pojawił się na danym sprzęcie. Często po ściągnięciu danej produkcji równie szybko ją usuwamy i zapewne taki stan rzeczy pojawił się wielokrotnie chociażby w przypadku rzeczonego Need for Speed.
Oczywistym wydaje mi się fakt, że o wiele lepszym rozwiązaniem jest instytucja zamkniętych beta-testów. Jest to znacznie bardziej reprezentatywna grupa, niż losowi obywatele Kanady lub Nowej Zelandii z jego prostego powodu – po prostu wiemy, do kogo trafi gra. Zazwyczaj też do wcześniejszego sprawdzenia zawartości produkcji zgłaszają się ludzie żywo zainteresowani tematem i po prostu czekający na dany tytuł – szansa na to, że wkrótce dostaniemy od nich pozytywny bądź negatywny komentarz jest nieporównywalnie większa, niż w przypadku mieszkańca Ottawy czy Wellington.
Miejmy nadzieję, że zwyczaj beta-testów w wybranej grupie graczy nie zaniknie zupełnie – jest to przecież proceder działający zarówno na korzyść twórców, jak i nas, graczy.
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.