Jak sprawdzi się słynna już gra pecetowa, gdy przeniesiemy ją na ekran iPada? Okazuje się, że świetnie! Secret Files: Tunguska wcale się nie zestarzała przez ponad 8 lat obecności na rynku.
Katastrofa tunguska
Kilka słów o tym, co faktycznie udało się ustalić
„Jeśli chcesz rozpocząć rozmowę z kimś zainteresowanym astroidami, wystarczy rzucić hasło 'Tunguska'”, mówi na łamach serwisów NASA Don Yeomans. „To jedyny przypadek tak dużego meteoroidu w naszej erze, za którego prawdopodobność mogą ręczyć świadkowie”.
Pierwsza ekspedycja naukowa śledząca losy meteorytu tunguskiego dotarła na miejsce dopiero w 1921 roku (lub, według niektórych podań, w 1927). Lenonid Kulik, kurator muzeum w St. Petersburgu, na swoje barki wziął zorganizowanie i przeprowadzenie wyprawy, której podstawowym celem okazało się zbadanie całego incydentu. Z początku nikt nie chciał Kulikowi opowiadać o wydarzeniu. Lokalni mieszkańcy uważali, że to kara boża.
Wreszcie naukowcom udało się zdobyć kilka dowodów i świadczeń tubylców. Niestety, informacji wciąż było za mało. Leonid Kulik badał temat aż do 1939 roku; do tego czasu zorganizował sześć ekspedycji i zebrał multum intrygujących materiałów na temat katastrofy.
Wtem północne niebo przedzieliło się na pół, a wysoko, ponad drzewami, można było zobaczyć plamę ogniową (…) W tym właśnie momencie słychać było potężny huk (…) I ziemia zadrżała
– fragment zeznania spisanego przez Leonida Kulika
Badań nie udało mu się ukończyć. Kulik zmarł na tyfus w roku 1942 jako jeniec niemieckiego obozu.
„Sto lat później sprawa wciąż nie jest rozwiązana, natomiast ustalono teorię, do której naukowcy odnoszą się z najmniejszym dystansem”, dodaje Don Yeomans. „30 czerwca 1908 roku, o poranku, do atmosfery nad Syberią przedostała się duża skała kosmiczna, o średnicy niecałych 40 metrów. Wybuchła, zanim dotarła do Ziemi”. Według współczesnych szacunków, asteroida tej wielkości może docierać do naszej atmosfery mniej więcej raz na 300 lat.
Przenieśmy się do świata Niny…
… który z powyższą katastrofą nie ma wiele wspólnego
No właśnie. Secret Files: Tunguska to fikcja, bazująca na samej idei katastrofy, ale nie podpierająca się szczególnie na naukowych dokumentach.
Historia zaczyna się od wstawki filmowej, gdzie w muzealnym biurze widzimy postać ojca Niny Kalenkowej – głównej bohaterki. Charakterystyczną, rudą przedstawicielkę płci pięknej możecie pamiętać jeszcze z pecetowego wydania gry; to w końcu dokładny, niemalże idealny port, dostosowany pod kątem dotykowych wyświetlaczy iPadów i iPhone’ów.
Dramatyczna muzyka, jaka towarzyszy wstępnym animacjom, tylko podkreśla tajemniczość sceny. Otworzywszy drzwi, ojciec Niny zauważa mokre ślady na podłodze – nie widzi natomiast nikogo, kto mógłby je nanieść. W pewnym momencie w kadrze pojawia się jednak zakapturzona, mroczna postać, która powolnym gestem ręki atakuje starszego mężczyznę. Ten pada na ziemię… i w tym momencie zaczyna się prawdziwa akcja.
Nina podjeżdża pod muzeum, wchodzi do budynku i kieruje się do biura taty. W środku zastaje to, co zazwyczaj utożsamiamy z efektem tsunami – bałagan, porozrzucane papiery, przewrócony komputer. Po Władimirze Kalenkowie nie został najdrobniejszy ślad.
Klasyczna przygodówka typu point and click
Widzisz – klikasz. Nie widzisz – szukasz, dopóki nie będziesz mógł kliknąć
Secret Files: Tunguska to gra przygodowa oparta o klasyczny już, sprawdzony przez lata schemat. Jeśli lubisz tego typu idee, będziesz zachwycony. Przez większość czasu sterujemy Niną, natomiast w pewnym momencie fabuły pojawi się też Max Gruber – kolega Władimira, ojca rudowłosej piękności, który młodej kobiecie pomaga w poszukiwaniach dyrektora muzeum.
Akcja rozpoczyna się w Berlinie – mieście zamieszkałym przez Ninę i jej ojca od dobrych paru lat. Następnie, fabuła przeniesie nas do Moskwy, by zaraz potem przejść w głąb Rosji i kolejne, bardziej egzotyczne lokalizacje. Zwiedzimy m.in. Kubę, Chiny czy Antarktydę.
Tutaj naprawdę nie można doszukać się elementów nietypowych dla przygodówek. Kierujemy wyłącznie myszką, wywołując kursorem wszelkie możliwe akcje. Te, z kolei, polegają przede wszystkim na zbieraniu przedmiotów do nieograniczonego ekwipunku i wykorzystywaniu ich w stosownych miejscach. Co więcej, rzeczy te możemy ze sobą łączyć – jeśli więc wydaje nam się, że nie ma wyjścia z sytuacji, to trzeba nad sprawą przysiąść raz jeszcze.
Osobiście nie mogę uważać się za specjalistę od gier przygodowych, natomiast zawsze żywiłem do nich pewien sentyment. Od Jacka Orlando, przez Grim Fandango czy świetną Syberię, do której za moment wrócę – tytuły te stawiam na równi z Tunguską. Grą, którą miałem przyjemność pokonać po raz drugi.
Jak to działa na ekranach dotykowych?
Testując Tunguskę na iPadzie (gdzie pojawiła się po 8 latach od premiery PC-towej), byłem zachwycony. Programistom udało się pokonać przeszkody i poprawnie przenieść tę produkcję na ekran dotykowy, oddając nam do dyspozycji ok. 12 godzin rozrywki i polską wersję językową.
Sam interfejs jest spójny i wygodny w użytkowaniu. Duży ekran Aira pozwolił na czerpanie takiej samej frajdy, jak w zamierzchłych już czasach ubiegłej dekady. Co więcej, studio developerskie Deep Silver postarało się też o optymalizację Tunguski pod kątem iPhone’ów i iPodów, więc nie tylko posiadacze tabletów mogą cieszyć się historią Niny Kalenkowej.
Od polskiego przedstawiciela produkcji dowiedzieliśmy się natomiast, że w AppStore figuruje błąd – do poprawnego działania gra wymaga iOS-a w wersji 7 lub nowszej, a sama optymalizacja została przeprowadzona dla iPhone’ów 5 i nowszych, iPada 2 (i nowszych), iPadów Mini oraz iPodów Touch piątej generacji. Osobiście uruchamiałem Secret Files: Tunguskę na iPhone’ie 4S bez większych przeszkód, natomiast nie mogłem skutecznie zapisać stanu gry w chmurze, by potem kontynuować rozgrywkę na ekranie o bardziej okazałej przekątnej. Z iPadem Air ten problem nie występował.
Grafika i dźwięk
Piękne lokacje w klasycznym stylu
Tunguska nie jest może tak wyszlifowana wizualnie, jak legendarna Syberia, ale ma swój niepowtarzalny klimat. Dwuwymiarowe tła dobrze komponują się z trójwymiarowymi postaciami budowanymi w oparciu o technologię motion capture. Jako gracz, odwiedzimy 110 lokacji, będziemy mogli rozkoszować się niezłą grą światła i prowadzić konwersację z przeszło 20 różnymi NPC-ami. Graficy postarali się, by obszar wirtualnego świata cechował się zróżnicowaną, specyficzną pogodą i nietypowym nastrojem, odczuwalnym przez sporą część gry. Swoje robią też sceny filmowe, skutecznie budujące napięcie.
O dźwięku można powiedzieć zarówno coś dobrego, jak i złego. Do rzeczy dobrych należy szum w tle – pozbyto się akompaniującej muzyki (choć pojawia się ona w zależności od sytuacji), co z pewnością część graczy doceni. Odgłosy miejskich ulic wydają się realistyczne; słyszymy samochody, przytłumione rozmowy, szczeknięcia psów. Wszystkie pliki dźwiękowe uruchamiają się dokładnie wtedy, kiedy potrzeba.
Nie jestem natomiast fanem dialogów Tunguski – w sporej części wydają się nierealistyczne, niewystarczająco nacechowane emocjami. Na komputerze grałem jeszcze w wersję anglojęzyczną i tam – w mojej opinii – było jeszcze gorzej. Polska lokalizacja z pewnością sprawia lepsze wrażenie, choć w dalszym ciągu nie jest to ideał, o który w tego typu grach nie można się nie postarać.
Podsumowanie i opinia
Propozycja głównie dla fanów gatunku
Jako fan intrygujących historii i ładnych lokacji, jestem z Tunguski zadowolony. Cena (4,49 EUR) też wydaje się uzasadniona – produkcja naszych zachodnich sąsiadów zdobyła sobie wiele miłośników na całym świecie jeszcze w 2006 roku, a jej wskrzeszenie, zwłaszcza w polskiej wersji językowej, powinno tylko i wyłącznie cieszyć. Plusem jest ponadto brak mikropłatności czy innych tego typu zabiegów.
W dalszym ciągu mamy do czynienia z kilkoma niedociągnięciami – te nie są jednak w stanie zrujnować przyjemności, z jaką będziemy przeprowadzać Ninę przez świat skomplikowanych problemów na drodze do odszukania jej ojca.
Secret Files: Tunguska to wreszcie 12 (lub więcej) godzin rozgrywki na wysokim poziomie, gdzie poziom artyzmu w lokacjach zachwyci każdego. Jeśli potrafisz docenić klasyczną grę przygodową, to właśnie znalazłeś propozycję na zbliżający się weekend.
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.