Macie ochotę na sentymentalny, szybki powrót do szalonych lat osiemdziesiątych? No to zapnijcie pasy i odpalcie Kung Fury; Street Rage. Wygląda na to, że szał minionych lat opanował już wszystko, co tylko możliwe.
Skrótem, czyli wideorecenzja Kung Fury: Street Rage
Moda na kicz
Ogromny sukces półgodzinnego filmu sfinansowanego za pomocą Kickstartera sprawił, że zapanowała swoista moda na wszechobecny kicz, bijatyki rodem z filmów z Brucem Lee czy strzelaniny, w których najważniejsze jest wpakowanie w przeciwnika wiadra nabojów.
Kung Fury dotarło również na urządzenia mobilne, gdzie dostaliśmy gierkę, która jako żywo przypomina tamte czasy. Ekran rozgrywki przywołuje bowiem nostalgiczne wspomnienia z epoki automatów, w których zostawiało się furę mamony i walczyło z kolegami o tytuł „najlepszego zabijaki na mieście”. A to przecież o to w tym wszystkim chodzi – tak jak oglądając Kung Fury wielu momentalnie przypomniało sobie o takich szlagierach jak Komando Foki, Wściekła pięść czy Rambo, tak patrząc na produkcję studia Hello Games niejeden gracz szybko wróci myślami do dziecięcych lat.
Rozgrywka również jest szalenie nieskomplikowana – gracz ogranicza się bowiem jedynie do naciskania na prawą lub lewą stronę ekranu i zasypywania nadbiegających z obydwu stron nazistów ciosami, kopniakami bądź strzałami z pistoletu. Co jakiś czas na planszy pojawiają się nieco bardziej wytrzymali przeciwnicy, ale im szybciej i bardziej precyzyjnie uderzamy, tym lepiej, gdyż gra premiuje kolejne serie zabójstw kombosami pomnażającymi nasz wynik punktowy. Zabawa jest do bólu prosta, żeby nie rzec prymitywna, ale przecież to samo można by powiedzieć o kultowych produkcjach z automatów.
Wizualnie gra wygląda dokładnie tak, jak niegdyś Final Fight czy Street Fighter – mnóstwo pikselozy, szczątkowa animacja i żarówiaste kolorki. Jeśli spodziewaliście się czegoś więcej po mobilnej adaptacji Kung Fury, to chyba naprawdę nie chcecie wracać pamięcią jakieś czterdzieści lat wstecz.
Jeśli macie chwilę wolnego i koniecznie chcecie wyżyć się na komputerowych wrogach w kiczowatym stylu, to Kung Fury: Street Rage będzie idealnym wyborem. Nie ma bowiem nic prostszego niż naparzanka, w której nie przejmujemy się niczym innym oprócz solidnego okładania po kolejnych członkach nadbiegających zewsząd przeciwników. Oldskul jak się patrzy.
A jeśli nie mieliście jeszcze okazji obejrzeć Kung Fury, to teraz macie na to znakomitą okazję – znajdziecie go poniżej. Warto!
Gra Kung Fury: Street Rage dostępna jest za darmo na wiodących platformach: Apple AppStore (ok. 12 złotych) i Google Play (ok. 5 złotych).
ZALETY
|
WADY
|
Niektóre odnośniki na stronie to linki reklamowe.